Zakopane, Zakopane... gdzieś między nigdzie i na końcu świata.
Już Makuszyński pisał o nim "Z lewej Giewont, z prawej Gubałówka, a w środku deszcz" i coś w tym jest. Kiepska pogoda, ciśnienie, które i zdrowego powali, choć dzięki niemu wódkę się tu dobrze pije, oscypki i tabuny turystów to jego największe bogactwa. Dzięki owym turystom i innym, zauroczonym na chwilę tym kurortem, liczba mieszkańców ciągle się zmienia. Najmniej narzekają na to miejscowi, bo zawsze po takiej fali zostają im w kieszeni ukochane dutki. W zasadzie życie toczy się tu dookoła dutków, gorzołki, turystów i jeszcze raz dutków… Jedną z najbardziej znanych atrakcji Zakopanego jest wiatr halny, któremu nawet największy abstynent się nie oprze. A jak kto ma już trochę siły, żeby powiedzieć "nie" gorzołce, to go halny z grani niechcący "zwieje", jak się tam na własne życzenie zapuści, albo nim w dole tak mocno wyzwyrta, że niejeden nieborak drogi do domu przez parę dni znaleźć nie może… Pewnie też dlatego Zakopane od zawsze przyciągało artystów, dziwaków i wariatów… Tworzyli tu Witkacy, Miciński, Tetmajer, Axentowicz, Szymanowski… Dzięki nim Zakopane rozkwitło i stało się znane. I to dzięki nim ta dziura gdzieś na końcu świata nabrała niezwykłego magnetyzmu i o dziwo, emanuje nim do dziś…
Agnieszka Nowelli
"Nie ma miejscowości na świecie dostatecznie małej, by ogół mieszkańców nie uważał jej za pępek świata. Czy będzie to Moos Jaw w Albercie w Kanadzie, czy Pindamonyangaba w Brazylii, czy Użhorod lub Myślenice.
Sto procent obywateli Zakopanego nie wątpiło nigdy, że ich osiedle jest centrum świata i będzie nim po wieki wieków. Zresztą wielu bywalców globu potwierdziło to mniemanie. Kto wie, może była to prawda?
Jeżeli Zakopane było czegoś pozbawione, to - powiedzmy szczerze - dobrego klimatu, a ludność rozsądku, umiaru i pieniędzy. Dodajmy do tego, że brakowało porządnych dróg i takichż ulic w miasteczku, które było wsią, że domy nieraz piękne, jak niektóre chaty góralskie i ceperskie budowle, były właściwie nie do mieszkania. Poza tym w młodości tej wioski brakowało właściwie wszystkiego poza wiatrem halnym i górami, które były parawanem strzegącym Zakopanego przed ciepłym powietrzem z południa, oraz pluskwami, trwałymi jak głupota ludzka. Niegdyś obywatelami Zakopanego byli tylko górale, hrube gazdy, bidota i sietniaki. Z czasem począł zjawiać się element z dołów, tak zwani ceprzy, ludzie "dólscy", "płoni", jedni dla rozkoszy ziemskich, drudzy gotujący się do wojażu w niebo. Ceprzy uciekali co rychlej z końcem lata z jesienią pospołu, gruźlicy często zostawali na wieczność.
Nie wszystki wiadomo, że Zakopane, będąc w kolebce, kiwnęło centralny rząd w Warszawie. Za Michała Korybuta delegat gminy dyrdając na piechotę dotarł do stolicy, przedstawił ośrodkom dyspozycyjnym pergaminy z nadaniami z czasów Batorego, które były sfałszowane. Nadania potwierdzono, nie było czasu ani głowy, by się tym zajmować. Król wcinał kołduny, ptysie i beszamele, Rzeczpospolita miała zamiar upaść. Kogóż obchodziło osiedle, składające się z paru kurnych chat położonych na młakach i wzgórkach pod gubałowskim brzuchem. Nic się nie zmieni przez parę wieków aż do czasu, gdy z Warszawy przyjdzie rozkaz budowania tramwaju na Gubałówkę i dancingu w Kasprowym, z dostępem linowym do zakopiańskiej Niwy. (…)
Przyjdą czasy, gdy Zakopane zostanie odkryte przez Tytusa Chałubińskiego, który potrafił robić dobrą "publicity" na miarę reklamy Coca-Coli. Pod Giewontem pojawią się gruźlicy, arystokracja, bogate mieszczaństwo, poeci, pisarze, muzycy, malarze. Z czasem jednak Zakopane stanie się przytułkiem dla bardziej skromnych suchotników, dla socjałów wszelkiego gatunku od szlachciców z PPS począwszy po bolszewików z Leninem włącznie. Radykalizm, rewolucja i tuberkuły stają się tematem rozmów w "salonach" zakopiańskich. Nie zapominajmy o taternictwie, w początkach owianym romantycznym swędem Sabałowych bajań, wędzonych oscypków i pańskich rozhoworów nad brzegiem tatrzańskich strumieni pełnych pstragów.
Chałubiński chodził po górach z całą czeredą fajnych naprawdę ludzi. Że nosili portki podarte i najstarsze obuwie, serdak i ciupagę, nikomu nie przynosiło to ujmy - taki był ówczesny szyk taterniczy. Panią Chałubińską, że była bardzo otyła, noszono na Halę Gąsienicową w lektyce, Helena Modrzejewska w czarnej amazonce kłusowała Skupniowym Upłazem, Paderewski za nią rwał na piechotę. Tak samo Sienkiewicz, Potkański, Asnyk i wielu innych wybranych z ówczesnej elity kulturalnej Polski. Z czasem zmieniło się wszystko. Byle kto, nabywszy buty u Mitzi Langer w Wiedniu, czekan i linę, pocznie bez przewodnika pchać się w Tatry, zamazując legendę pogańsko-góralskich pochodów z wierchy w zawodową mitręgę wspinacza. Byle bolszewik pocznie deptać trawska Ciemno-Smreczyn, gzić się z towarzyszkami po szałasach karmiąc się grochówka Knorra i kiełbasą od Słowika. Taternictwo zmieni się w zawód opromieniony sławą Polski w niewoli. Wielcy wtajemniczeni taternicy, jak Chmielowski, Zaruski, Kordys, Klemensiewicz, Znamięcki, Świerz, Maślanka, Kulczyński, Król itd. chodzą po Tatrach i Krupówkach jak bogowie Olimpu, wieczorem zaś tańczą u Dzikiewicza we frakach szytych co najmniej w Londynie. Gruźlicy nie dają za wygraną - mrą ustawicznie w sanatorium Dłuskiego aż po zakład dra Hawranka, równocześnie zwiększa się ilość rozrywek ułatwiających im przejście z Równi Krupowej na Pola Elizejskie.”
"Pępek świata. Wspomnienia z Zakopanego"
"Zacznijmy od gruźlicy - ona otwarła wrota do tej wioszczyny. Ten i ów zajrzał na jej podwórko, rzadko jednak wspomniał, nigdy nie oddał pochwały. Rozsławił dopiero Tytus Chałubiński, zrobił reklamę, jakiej Sol Hurok nie powstydziłby sie dla najwspanialszej gwiazdy. Bez wątpienia kiedyś później otwarłby ktoś dostęp do Tatr - nigdy by jednak nie wymyślił podlejszego miejsca niż Zakopane. Poza tym Chałubiński potrafił wmówić w polskie społeczeństwo, jakoby podgiewontowe osiedle było krynicą zdrowia dla suchotników, stawiającym na nogi niczym terramycyna czy inny antybiotyk, a właściwie nie miało żadnych danych na to. Zmienna aura Zakopanego kładła zdrowego w bety, halny wiatr wytracał chorych na płuca, z silniejszych robił alkoholików.(...) Chałubiński, raz posiawszy złe ziele, stworzył nieśmiertelnego dziwotwora. Nie ulega wątpliwości, że klimat osiedla był upiornej mocy i jemu też Zakopane zawdzięcza popularność. Jesienią, gdy halny runął z Czerwonych Wierchów i posiał deszczem, biegnącym poziomo, widok Zakopanego nabierał niesamowitego wdzięku. Zwłaszcza z dalsza, z jakiegoś brzyzku na Gubałówce, domiska zatarte płachtą wibrujacej wody, drzewa zwyrtające się wokoło własnego pnia, chmura jak bury serdel dygotała ponad Giewontem wybiegając i kryjąc się z powrotem niczym rudy szczur za mur kamienny. Zimą zaś w osędzielinach i zamrozach różowiły się dachy, opuchłe zadmą śniegu. Dymy pięły sie w górę prosto w niebo barwy płonacego spirytusu. W pokładzinach mgły, w dolinach biegły ślady nart, stebnowane nakłuciami kijków. Często trwało tak przez szereg dni. Nagle spadał zmięk na puchy i posiewy kryształów, błockiem ociekały drogi, regle ciemniały granatem i znowu górą szło wichrzysko.
Najgorzej było latem. Nieraz siąpiło i lało dłużej niż podczas potopu. Było dziwnie sałaciano zielono, szpinakiem i to dobrze upichconym wdzięczyły się lasy, wydychając mgły z kotlin i wybrzuszeń. W zagajnikach rodziły się grzyby jadalne i trujące, jagody, jak maliny i borówki, czernice i "koziomki" dawały radość podniebieniu zwierza i człowieka. Bywały piękne dnie letnie, upały i duszne noce męczyły ludzkie stworzenia, zwłaszcza zaś te, co parły w góry, obładowane worem i przyborem turystycznym. Ale właściwie siąpawice należały do repertuaru letniego, przegradzane burzami. Pioruny prały po wierchach, dolinami wędrował grzmot powtarzający się coraz głośniej i mocniej.
Dopero jesień, zdobiąca wierchy w gorący brąz, łąki w szarawe złoto, a motki białych nici rozwłócząca po błękicie od Hawrania po Osobitą, przynosiła pogodę. Wrócone z hal owce hasały po ugorach, nieraz rozweselone krówsko biegło bóść przelatujące mu przed nosem babie lato, tańcząc jakieś boogi-woogi poczęte w oborze. Spokój stał nad ziemią, słońce niczym łagodne jagnię pasło się po niebie złocąc ciche już Zakopane. Właśnie wtedy brakowało ceprów - żyło, co nie wyjeżdżało nigdy - górale, chorzy i wariaci.
Zapomnieliśmy zupełnie o wiośnie. Jakże było pięknie, gdy drogi zamieniały się w błękitne wstęgi cieknących wód, gdy górami błyskały szrenie i spod szklanych kryształów topniejacego śniegu wynurzały się szczoty kosówki. Potem śnieg ustępował i zaraz na jego miejscu rosły zagony krokusów poprzez wzgórza, polany, hale, krok w krok za ginącą pianą śniegów. I już zaraz obsychał krajobraz, pagórki stały nabite szafirem gencjan, niebo nabrzmiewało kumulusami, halny szalał o byle co. Buki zakwitały czerwonym kwiatuszkiem, z jesionów polatywały śmigła, zanim stanęły całe w zieleni krzykliwej jak wilga. (...)”
Rafał Malczewski
"Pępek świata. Wspomnienia z Zakopanego"